06 kwietnia 2025

O dość szczególnej żałobie....

Jest taki szczególny rodzaj żałoby, gdy umiera rodzic, którego nigdy tak naprawdę nie było (w relacji), z którym  nie udało zbudować więzi.

 

Czasem przychodzi do mnie klient i mówi coś w  stylu:

 

"Nie rozumiem - tata zmarł a ja płaczę, rozpaczam wręcz.! Ale w dzieciństwie prawie go "nie było"! Pił....wyjeżdżał....rozstał się z mamą, zostawił nas......(etc.). Nie było go! A ja płaczę, jakby nie wiem kim dla mnie emocjonalnie był....Nie rozumiem....".

 

I to wygląda trochę tak, jakby wreszcie można było przeżyć żałobę. Żałobę po rodzicu, którego nie było, o którym się marzyło? Za którym się tęskniło, mimo, że żył.....może nawet fizycznie był?!

 

Po prostu.

 

Bo nawet jak nie udaje się zbudować więzi, to ta potrzeba bycia "czyimś dzieckiem", posiadania rodzica przecież jest.

A gdy nie ma rodzica, którego tak się potrzebuje to on w pewnym sensie dla nas "umiera". Umiera w nas. Lecz póki żyje można długo izolować ten smutek, żal, złość i lęk z tego powodu. A gdy rodzic umiera, faktycznie umiera - tama puszcza. Już niczego nie trzeba trzymać i cały ten emocjonalny potok może wypłynąć....i płynąć....I jest "uzasadniony", bo kiedyś...to....jakoś ten brak był tylko wewnątrz. Teraz jest czymś "faktycznym", "zobaczalnym".

Można przeżyć żałobę nareszcie i w pełni. Doświadczyć tego braku.

Tak się czasem zdarza.....

© 2025 Proudly created with Beata Skoneczko

© 2025 Proudly created with Beata Skoneczko